TJR



RECENZJA


Gruziński granat i Szostakowicz.

Veriko Tchumburidze na konkursie im. H. Wieniawskiego


 

    XV Konkurs im. H. Wieniawskiego dobiegł końca, ogłoszono wyniki.  Zwyciężczynią została reprezentantka Gruzji i Turcji Veriko Tchumburidze. Przewodniczącym jury był Maxim Vengerov. Werdykt można uznać za w pełni sprawiedliwy. Takiej gry na skrzypcach nie słyszałam dawno, tak, jak dawno nie jadłam gruzińskiego granatu.

    W listopadzie zeszłego roku byłam w Tbilisi. Owoce o tej porze są dojrzałe i duże, takich nie sprzedają w Polsce,  można kupić tureckie granaty, które są smaczniejsze od greckich lub izraelskich, ale mimo to nie dorównują gruzińskim. Owoc ten na równi z muzyką Szostakowicza był tak powszechny w krajach byłego ZSRR, jak jabłko i Chopin w Polsce, zwłaszcza ponurą jesienią 1991 r., kiedy zgasły ekrany telewizorów i w zamian brzmiały symfonie Szostakowicza.

Granat    Nie jest mi przykro, że Związek się rozpadł. Pękł jak dojrzały owoc, ale sam ten proces był bolesny i straszny, ludzie bali się nie upadku imperium, ale powrotu stalinizmu. Owoc podzielono na kawałki, ziarenka rozsypały się, oddzieliły i starożytna Gruzja ze swoją pradawną historią wreszcie znów stała się suwerennym państwem. Jednak muzyka Szostakowicza do tej pory odgrywa w Tbilisi tak samo ważną rolę, jak i kilkadziesiąt lat temu. Epigoni kompozytora nadal są wykonywani w konserwatorium gruzińskiej stolicy.

Veriko Tchumburidze nie może pamiętać czasów smuty, ale dla niej bardzo duże znaczenie ma muzyka autora Symfonii Leningradzkiej. Urodziła się w Turcji, nawet nie w Gruzji, a tym bardziej nie w Związku Radzieckim, ale rodzice opowiadali jej o tym kraju, jak zapewne i o samym Szostakowiczu. Powiedziała, że „on jest bardzo głęboki, żył w tak trudnych czasach, zrozumiałych także dla mnie, bo moi rodzice urodzili się w Związku Radzieckim”; „Kiedy gram jego muzykę przed publicznością, staram się przekazać jak najlepiej moje emocje”. I tak rzeczywiście jest.

    Veriko Tchumburidze dostała nagrodę przede wszystkim za wykonanie Koncertu Skrzypcowego a-moll nr 1 op. 77  Szostakowicza.  Jakież to emocje zawarł kompozytor w swoim dziele, napisanym pod koniec lat 40-tych, a wykonanym po raz pierwszy dopiero w 1955 dopiero po śmierci wodza? Pewnie cenzura nie dopuściła, aby nastąpiło to wcześniej. Sam Stalin znał się na wielu dziedzinach nauki i sztuki, ale nie na muzyce, nie rozumiał tak skomplikowanych treści, jakie przemycać może koncert albo symfonia. Kompozytorowi udawało się powiedzieć to, czego nie ośmieliłby się nazwać pisarz. Wódz nawet w przypadku utworów pisanych dla niego na zamówienie nie zorientował się, że Szostakowicz gra mu na nosie i pozwala sobie sięgać po treści zakazane, toteż kompozytor był raz ganiony za formalizm, drugi głaskany po główce za poprawnie napisaną  symfonię na zadany temat.  Na tym polegał skomplikowany czas twórcy.

    W Koncercie skrzypcowym są wyrażone przede wszystkim emocje negatywne. Przygnębienie, smutek, strach przekazywane tutaj za pomocą bardzo nisko brzmiących instrumentów dętych, które jednocześnie prowadzą narrację o śmierci, zbliżającym się niebezpieczeństwie stąpającym ciężkim krokiem, grają marsz żałobny w oryginalnej wersji  kompozytora. Skrzypce natomiast są nastawione za przekaz emocji pozytywnych. Samotnie walczą o prawo do głosu, nieśmiało próbują przebić się przez wielką orkiestrę. W pierwszej części koncertu ledwo się wydobywają z przytłaczającego chóru licznych i głośnych instrumentów, brzmią cicho, potem znów głośno, by nagle mówić szeptem lub zamilknąć,  z bezradności chichoczą i brzmią jak zgrzyt, linia melodyczna często załamuje się i „sypie”. To jest opowieść o walce jednostki z tłumem, skrzypce solistki cały czas konkurują z orkiestrą, próbują ją przekrzyczeć, odstają jakby od reszty, gonią za wojskiem instrumentów, aż w końcu dołączają do szeregów w ostatniej IV części utworu – Burlesce. Jednostce udaje się dojść do porozumienia z grupą dopiero w finale i jednocześnie nie traci ona indywidualnych cech, orkiestra brzmi zgodnie ze skrzypcami. Instrument brzmi bardzo wyraźnie, mocno, oddziela się od reszty, ale nie kłóci się z nią, jak w poprzednich częściach. Wszystko dobrze się kończy. 

    Veriko Tchumburadze słusznie należały się owacje na stojąco i główna nagroda zwłaszcza za wykonanie finalnej partii utworu, które było zaskoczeniem. Skrzypaczka zaprezentowała wyjątkową i niezwykle dojrzałą interpretację utworu, wczuła się w duszę twórcy, dokładnie odczytała jego intencje. Jest to gra tak dojrzała, jak gruziński granat o tej porze roku, pełna smaku.

Izabella Śliwińska

Kraków 25.10.2016 r.