|
|
|
|
Pieśń Błogosławieństw(fragmenty)Wtenczas ja, wzbity modlitwą nad miarę, Zacząłem składać wszystkie moje moce: Tu płomień - tam pieśń; tak straszną poczwarę Rozbijał piorun, co wnętrze druzgoce. Leciały z wiatrem moje moce stare, Jak wysadzone minami pałace. Duch, który wieki zamyślone stworzył, Uczuł je w sobie - i ofiarę złożył. I wyższy coraz... nad chatę wieśniaka, Nad lipy... i nad mieszkanie bociana... I nad skry, które pod skrzydłami ptaka Nie wytrąciły go z postaci dzbana I urny - bo stał i dziób na kształt haka Trzymał na piersiach, postać zadumana, Która się pieśnią nie mogła objawić! Zacząłem łzy lać z nim... i błogosławić: Choćby już nigdy myśl zbrojami świetna Nie powróciła na tę ziemię ze mną, Znienawidzona za to, że szlachetna, Chce jasnej broni, a gardzi nikczemną; Choćby już tylko miodem prostym kwietna, Z myślą - jak chłopek prostą, ale ciemną, Ojczyzna ta wstać miała i w postawie Chłopka się kłaniać Panu - błogosławię. ....................................................... Tam walka krwawa o ścierwo i jadło!... Tu cisza, pokój, błękitna pogoda. I w ogniu moim strzaskane widziadło: Duch nieznajomy dawnego rapsoda... Niechajże, Panie, i socha, i radło, I niestrudzona myśl, bo jeszcze młoda, A piękna jak sen widziany na jawie, Wstaną... niech wiecznie kwitną! - błogosławię. Impresja Krzemieniecka (-skrót) (mp3) W mroku zostawiam ją - lecz pod aniołów Skrzydłami, które w tęcze ją oprzędą... Sam idę... i gdzieś - z rykiem smętnych wołów, Gdzieś przy miesiącu z pastuszków kolędą Wyglądać będę, aż ze złotych stołów, Do których prosi Bóg - a chłopki siędą, Przyniosą mi chleb wędrowne żurawie: Ptakom i stołom ludu - błogosławię. Gwiazdom gwiaźdżącym po łąkach - i kwiatom, I lasom, które w ciągłych płaczą szumach, I pięknym wiosnom... i złocistym latom... I starcom, którzy pogrążeni w dumach, Wesołym sercom - i dworom - i chatom I ogniom, które dziś rodzą się w tłumach, Bez czasu będąc... ale w bożej sprawie: Siódmy raz zdaję moc... i błogosławię Impresja Krzemieniecka (skrót) (mp3) |
W poemacie „ Król - Duch” jest wers, który kończy się słowami „...wędrowność pieśni.”Kiedy
zacząłem wczytywać się w
tekst zamieszczony w grubych tomiszczach
wydania dzieł wszystkich Juliusza Słowackiego i trafiłem na
owe strofy, nabrałem przeświadczenie, że tak należałoby nazwać
to artystyczne przedsięwzięcie.
Jak teraz mówić „Króla - Ducha”? A może śpiewać? Jeśli śpiewać, to jak? Ów rapsod, o którym wspomina Słowacki robił to. Grał na lirze i śpiewał. Przedstawiał w swoim śpiewie chyba wszystko. To, czym żyli wówczas ludzie, i to, co ich czekało po śmierci. Śpiewał o światach pozaziemskich, wędrówkach duchów itd. To wszystko śpiewał. To wszystko wyśpiewywał. Próbowałem w najprostszy sposób śpiewać fragmenty. Nie przypadkowo dobierane, lecz takie, z którymi czułem jakieś powinowactwo. Były to punkty krystalizacji. Początkowo nieokreślone, niejasne, ale jednak na tyle wyraźne, by dany fragment coś we mnie poruszał. Zaczęły wyłaniać się z tego pieśni, które nabierały określonego charakteru, zyskiwały nazwę. Poszczególne pieśni wyłaniały się niczym wyspy z oceanu, wokół których przybywało lądu. Jak to śpiewał ów rapsod? Zapewne tak, by być rozumianym. Ale i tak, by to, o czym śpiewał słuchaczom i widzom przedstawiało się możliwie intensywnie przed „oczyma” ich dusz. By się działo, tu i teraz. Co do tego czy warto - wątpliwości nie miałem. Jedyny taki poemat, zawierający w sobie „to, co było, to, co jest i to, co będzie” (Tak mi o nim powiedział pewien święty starzec(*), któremu wspomniałem, że pracuję nad „Królem - Duchem”) nie dawał mi o sobie zapomnieć. Idea „wędrowności pieśni” z jednej strony i ta niezwykła, wyżej wymieniona cecha poematu z drugiej, stanowiły klucz do sposobu pracy nad znalezieniem właściwego wyrazu, właściwej formy wypowiedzi. Jak być rapsodem
współcześnie? Czy
jest to możliwe?
Oparcie się na doświadczeniach Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego, a także dostępnych tekstach Jerzego Kotlarczyka, twórcy nieistniejącego już niestety Teatru Rapsodycznego, było dobrym punktem wyjścia do szukania odpowiedzi. Pracę nad „Królem - Duchem” zaczynałem jeszcze w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych. Jednak wówczas nie doszło prezentacji. Wykonywałem jedynie jedną z powstałych wówczas pieśni, którą nazwałem „ Pieśnią Błogosławieństw”. Potrzebowałem wielu lat wędrowania, by przekonać się do zasadności takiej prezentacji. W przygotowaniu, poza własnymi poszukiwaniami warsztatowymi, pomocne okazały się: -
doświadczenia wyniesione z Teatru Laboratorium,
jak już wyżej wspomniałem, - forma śpiewu, do której z kilku współpracownikami, doszedł w swoich wieloletnich pracach badawczych Jerzy Grotowski w Pontederze, - „Sztuka żywego słowa” Jerzego Kotlarczyka, w której postawił przed przyszłymi „wykonawcami” bardzo szczególne zadania, - doświadczenia wielu współcześnie działających grup teatralnych szczególnie tych, które powołują się na inspirację ideami i działalnością Jędrzeja Cierniaka, metodycznie pracując nad sposobami używania głosu, nawiązując przy tym do muzyki ludowej (w ujęciu cierniakowskim). Przywracanie tożsamości, powrót do odwiecznych źródeł, również cały nurt w muzyce (muzyka folkowa) przedstawiają potrzeby w tym zakresie, potrzeby niezaspakajane nachalną i komercyjną globalizacją, chcącą w każdym widzieć jedynie, podporządkowanego niczym zombi, konsumenta z supermarketu. Dlatego, mimo iż jest to wyzwanie tak trudne, zdecydowałem się „Wędrowność Pieśni” prezentować. Co więcej - liczę na innych, którzy być może zechcą przyłączyć się do wykonywania „Króla - Ducha”. Samemu mogę przygotować jedynie część tekstu. Gdyby tak przyłączyli się inni, którzy w dziele Juliusza Słowackiego również znajdą dla siebie źródło inspiracji i tych głębokich przeżyć, które są moim udziałem, moglibyśmy odśpiewać znaczną część poematu. Może kiedyś cały. Wyobrażam sobie to w ten sposób, iż spotykamy się gdzieś w odpowiedniej scenerii i po kolei wykonujemy przygotowane wcześniej fragmenty. Na przykład tak, jak to robili wykonawcy Kalewali. „Król
-
Duch” to wciąż „...pieśń niedośpiewana”.
Czas na kontynuację byłby najwyższy. Tak, jak z wielkim pietyzmem historycy literatury poskładali każdą odmianę tekstu „ Króla - Ducha”, tak teraz kolej na wykonawców poematu o tym: co było, co jest i co będzie. Kraków. 2. Listopada 2006. Janusz Grzesz (*) Był to Franciszek Walczowski. |
Strona Główna | W Repertuarze |